Nie narzekamy na klimat - my go tworzymy!

poniedziałek, 30 listopada 2009

Konkurs

Mitzi napisała tak: Moje dwa ulubione classicowe outy :) Dziewczyny nie znam, ale może kiedyś poznam :D

Konkurs

Nogastius narysował Patryka:

Konkurs

Thinker jako tancerz ostrzy, wyobrażenie Kajaka:

Kajak, bardzo Cię przepraszam, Twój mail wylądował w spamie, dzisiaj go znalazłam i dlatego Twoja praca pojawia się dopiero teraz.

niedziela, 29 listopada 2009

Konkurs

Arianami postanowiła sportretować Tęczową Near, oto jej praca:

Konkurs

Malia przysłała portret Roana:

sobota, 28 listopada 2009

Konkurs

ElizZkKaa stworzyła pracę ze smokiem i teraz nie wiem, czy to Intropodar, czy Introprodar ;-) W naszej krzyżówce, w drugim numerze 'Gońca', była pierwsza wersja. Która jest właściwa?

Konkurs

Oto Miłośnik Magii i autorka pracy, Draconek:

czwartek, 26 listopada 2009

Konkurs

Oto jak demonic paladin wyobraża sobie Karmazynowego Mściciela:

Konkurs

Długa walka kieuka o umieszczenie portretu Tasi zakończyła się sukcesem:

I może króciutki opis (by kieuek):
Ma na imię Tasia,przyjechała do wujka Roana w odwiedziny.Ma 14 lat.
Za dowolny kwiatek leczy pełne życie, stoi przed kramem Roana w Ithan.
Jej dialog brzmi:
Tasia:Hej!Co tu robisz?
Odpowiedzi:
Tak sobie spaceruję... (to kończy rozmowę)
Lubisz kwiatki?
Nie twoja sprawa! (kończy rozmowę)

Jeśli będzie wybrana opcja "Lubisz kwiatki?" pojawi się dialog:

Tasia:Tak,tak!Kwiatki są piękne, nieprawdaż?

Odpowiedzi:
Są brzydkie! (koniec)
Są piękne!Chcesz jednego?

Wybór drugiej opcji daje taki rezultat:

Tasia:Oczywiście!

Odpowiedzi:

[wyjmujesz kwiatek i dajesz go dziewczynce]
[odchodzisz] (kończy)

Wybór pierwszej opcji skutkuje stratą jednego z kwiatów z eq,lecz
uleczeniem całego hp.
(kwiaty są wybierane pierwsze od lewej i wierszami w dół z pierwszej
torby)
Jeśli kwiatka nie ma,Tasia mówi:

Tasia:Ale ty żadnego nie masz!

Odp:

[koniec]


Mam nadzieję,że wszystko jest dobrze.

Pozdrawiam całą redakcję,
kieuek.

środa, 25 listopada 2009

Konkurs

Astmara przysłała Czarującą Atalię:

poniedziałek, 23 listopada 2009

Konkurs

Eriath prezentuje orka:

Konkurs

Plumpek nadesłał swoją wizję Astratusa:

wtorek, 17 listopada 2009

Konkurs

Markus Waleczny przysłał obrazek ze zwierzęciem, które nazywa 'wonsz żeczny', oto rysunek:


Markus, przepraszam Cię za opóźnienie, Twoja praca jakoś zaginęła mi pośród innych...

Konkurs

Tabus stworzył scenkę rodzajową na śniegu, jej bohaterem jest Sasuke:

Długo się zastanawiałam, czy tę pracę zamieścić, wszak jej poszczególne elementy nie są autorstwa Tabusa, skomponował je tylko na swoje wyobrażenie... Cóż, niech zadecydują czytelnicy.

Konkurs

Szlachcic Blaczkawski Wielki nadesłał swoje wyobrażenie tancerza ostrzy:

Konkurs

Tak wygląda Demonis, pan nicości według sebolowa:

Konkurs

Mariko przysłała portret swojego lubego, tancerza ostrzy:

poniedziałek, 16 listopada 2009

Konkurs

Gwidon bacę bez łowiec wyobraził sobie tak:

Konkurs

Witort przysłał nam rysunek łowcy:

sobota, 14 listopada 2009

Konkurs

Oriental przysłał nam wizerunek Tancerza:

piątek, 13 listopada 2009

Konkurs

Gracz Flossy pisze, że jego praca 'ma przedstawiać morfeusza tylko że nie hallowenowego' :-)

Konkurs

Learer przysłał portret swój i przyjaciela, zatytułowany Rysiek i spułka i Learer. Ze względu na napis na rysunku zachowuję pisownię autora.

czwartek, 12 listopada 2009

Konkurs

Tak wygląda heros Demonis według madritistasa:

Konkurs

Nanna narysowała swoją współ, Mavlinę:

Konkurs

Pusia, czy też Introprodar według tomeq:

Konkurs

Dobar przysłał portret Miłośnika Łowców:

Konkurs - PLAGIAT - DYSKWALIFIKACJA

Okazało się, że poniższy rysunek pochodzi z tego bloga: http://kas-chan.blog.onet.pl/Kolejny-portret,2,ID211621028,n

Nie dziwię się, że gracz, który nam go wysłał, nie podał swojego nicka. WSTYD!

Anonim przysłał nam swoją wizję Opętanego Paladyna. Tu - bez zbroi ;-)

Konkurs

Gracz 'nie ma takiego gracza', w majlu przedstawił się jako super surer superowy. Oto jego Zły Patryk:

Konkurs

Księżniczka Sutty przysłała nam portret Dudusia, ulubionego kotka z Margonem:

środa, 11 listopada 2009

Konkurs

Oto Mroczny Patryk, jeden z herosów Margonem. Autorem pracy jest Aeglos.

wtorek, 10 listopada 2009

Rozdział VI

- Bardziej w lewo!Na trzy podskok, na cztery obrót przez prawe ramię..raz…dwa…
- Minn.- Noys ze znużeniem otarła czoło- Naprawdę myślisz, że dla otwarcia tych przeklętych wrót ma znaczenie, którą nogą fiknę po błocie?Albo przez które ramię się obrócę?

Minstrela zacisnęła usta i zmarszczyła z uporem czoło:
- Ma. Myślę, że ma.
- Sara mówiła tylko o tańcu…

Zapomniany Las otworem stanie
kiedy o księżyca blasku
u zamkniętych bram
zaczniecie taniec.

- No właśnie, taniec. Jedyny taniec, który znam, to reel. No to będziemy tańczyć reela, chyba, że ty znasz inny.
- Nie. Nie znam.- westchnęła Noys- Chyba, że taki nad ranem, po którymś tam piwie.Pewnie za mało metafizyczny. Okej. Jest jakaś tam moc, która otworzy nam wrota do Zapomnianego Lasu, jak zatańczymy reela. To takie durne, że może być prawdziwe. Lećmy już z tym reelem, księżyc wschodzi.

I rzeczywiście, zza czarnej chmury wytoczył się brzuchaty księżyc. Dwie kobiety, okutane w płaszcze i szale zaczęły ze skupieniem podskakiwać i obracać się przed kępą młodych olch. Księżyc wysrebrzał im włosy, powietrze lekko migotało. Może od księżyca, może od czego innego.

- Przydałyby się…skrzypki!- wydyszała Minstrela, przeskakując nad błyszczącymi od wilgoci jagodzinami. I nagle w powietrzu zadrżały figlarne tony, jakby gdzieś ktoś dotknął smyczkiem niewidzialnej struny. Między olszynami zamigotało coś na kształt zasłony, seledynowych, fosforyzujących wrót.

- Otwiera się, Noys, otwiera się brama!- wybuchnęła śmiechem Minstrela.- A mówiła Sara, żeby przy księżycu zatańczyć!

Przejęte, popędziły w stronę migotliwej bariery, zapominając o czym jeszcze mówiła na wpół szalona wróżka. Ale był ktoś, kto nie zapomniał. Przez pasma mgły, tkającej astralne wrota przebijały się tony skrzypiec i dziwnie frywolna piosenka:

- Uważaj na pełnię, tańczy tylko przy nowiu,
Aby to, co kochasz, zastać w dobrym zdrowiu….

Księżyc wytoczył zza chmury pękaty brzuch.
Rozpoczęła się pełnia.

- Teraz, Noys!Przeskakujemy!

Minstrela złapała Noys za rękę i obie dały susa w otwierający się przed nimi magiczny portal.
I zderzyły się w locie z osmoloną, czarną figurą, która wrzeszcząc dziko wymachiwała czymś w rodzaju…pończochy.

- Łapcie się za pończochę!- krzyknął rozpaczliwie Kree- Zanim wrota się zamkną!

Nie wiedziały, czemu go posłuchały. Pewnie dlatego,że gość, machający nad głową starą pończochą, z obłędem w oczach i srebrną łyżką w drugiej ręce prawie na pewno jest świrusem. No, i to był Kree. Podstarzały, podłysiały, ale Kree. Swój świrus.

Trzymając się pończochy jak liny ruszyły za nim przez migotliwy portal.
Powietrze jęczało, jakby naprężane do straszliwych granic. A potem pojawiło się coś w rodzaju galaretowatej ściany z chorego, żółtawego blasku.

I Kree dźgnął tę ścianę srebrną łyżką. Pękła z ciamkającym „ plompf”.
I znalazły się w Zapomnianym Lesie.

*
Daleko, pod kanałami Nithal Arawn uderzył czarnym, skórzanym biczem po cholewie czarnego, skórzanego buta. Nie był zły. Może…zirytowany. Sprytna była Blodeuwedd, wyznaczając Wybawcę i dając mu moc złamania geas. Ale nie tak sprytna, by znaleźć kogoś, kto faktycznie pokona wszystkim trzem. Żałosny mag, nieudacznik, śmierdzący strachem śmiertelnik- to miałby być jego przeciwnik?

- Jedno geis pokonał.- powiedział demon do pustki w kącie komnaty.- Widziałaś, Maro?

Pustka wypełniła się najpierw przeczuciem kształtu, a potem samym kształtem.
- Tak, panie mój.- wysoka kobieta w czerni podeszła bezszelestnym krokiem do czarnego tronu i wraz z Arawnem spojrzała w migotliwe płomienie, w których rozmywała się już wizja trzech postaci, przechodzących przez astralną bramę.
- Nie poradzi sobie z drugim.- białowłosy demon wyciągnął smukłą dłoń i uformował z powietrza kielich. Pieniło się w nim najbardziej czerwone wino, jakie Mara widziała. Jeśli to było wino.

- Nie wiem, dlaczego się w ogóle nimi bawisz, panie mój.Gdybyś zechciał..gdybyś pozwolił mi…- głos demonicy opływał słodyczą.

Jej dłoń o szkarłatnych paznokciach przesunęła się po krawędzi tronu, niemal muskając sztywny kołnierz czarnego płaszcza Arawna.

- Nie.

Dłoń zamarła, a potem odsunęła się jakby stropiona.

- Ona będzie moja, kiedy przejdzie przez te wszystkie sny, które idiotycznie postawiłaś na jej drodze. Ani tamte dwie, ani ich żałosny przyjaciel nie przeszkodzą mi…ani twoja niekompetencja, Maro. Nie kazałam ci stawiać jej przeszkód na drodze do Annwn.

- Nie stawiałam przeszkód, panie mój. Po prostu nie usunęłam tych, które już tam były.
- A powinnaś była .
- Skąd twoja służebnica miałaby się tego domyślić?
- Z tego, że rzekłem, iż ma dotrzeć do Annwn.
- Dotrze, panie mój.- powiedziały usta Mary.
Po moim trupie, powiedziały myśli Mary.

Wysłała wiadomość po mentalnej nici, czekając, aż szpon Arachnireginy wyśle jej odpowiedź. Nić zawibrowała. Mara uśmiechnęła się.

- Idź i dopilnuj, Maro, aby drugiego geis nie złamała ta żałosna trójka.
-Tak, panie mój. Znajdę ich w Zapomnianym Lesie i powstrzymam.
- Grzeczna dziewczynka.

Demonica przymknęła ślepe oczy i wyszła triumfalnym krokiem z czarnej komnaty.

Arawn uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie.
Ponad Nithal toczył się fałszywy srebrnik księżyca.

wtorek, 3 listopada 2009

Rozdział V

Rozdział V

Gdzie jest mag, idą za nim kłopoty.
Jeśli chodzi o Kree, to kłopoty nie tyle szły za nim, ale i przed nim, z prawej, z lewej , nad nim i pod nim. Ostatnio jakby się poprawiło, o tyle, że udało mu się przenocować w karczmie Umbara, a nie na dworze i zjeść ciepły posiłek, nie uciekając równocześnie. Przywiózł transport błękitnego proszku dla Sary, a przy okazji puścił w obieg trochę eliksiru z żaby, za zarobione grosze fundując sobie nocleg i gorącą kolację. Pokrzepiony na ciele i duszy tym niewymownym luksusem ruszył na spacer po Torneg, w którym nie był od wiosny.

Dom Sary był pusty.
Z wahaniem obszedł dookoła niewielką izbę, potykając się o zydle, z obawą zajrzał pod chustę, skrywającą szklaną kulę, ale milczała, ciemna i martwa.
- Saro?- chrząknął niepewnie i odkaszlnął- Saro?

Wiedziony instynktem odkrył resztki kolacji w garnku na palenisku i ślady błękitnego proszku na dnie kryształowej fiolki, wciśniętej za księgi i zasłoniętej kłębem niepocerowanych pończoch. Wszędzie wiało biedą, smutkiem i zeszłoroczną nadzieją. Za różowym, obtłuczonym lusterkiem w sypialni znalazł oleodruk, przedstawiający jakiegoś chudego maga z wytrzeszczem oczu i kogucią grdyką. Dobrą chwilę trwało, zanim rozpoznał w nim siebie. Rozejrzał się dramatycznie, a potem pod wpływem nagłego impulsu pobiegł znowu do kuchni. W kącie stał worek jabłek. Otworzył go gwałtownie i schwycił papier, leżący na wierzchu. To miała być jego zapłata za błękitny proszek, prawdziwe jonatany z hodowli Syntii….ale list? Kształtne, równe pismo Sary.
Adresowany do niego.

„ Kochany Kree….”

Zamrugał oczyma.

„ Kochany Kree. Nie mam nikogo, poza Tobą, dlatego wybacz, że Ciebie obciążam tak strasznym Losem. Właśnie uprzędłam potrójną nić geasa dla trzech ludzkich kobiet i Ciebie wedle starej tradycji wyznaczam na ich Wybawcę. Ten, który włada Annwn wydał mi rozkaz i nie śmiałam odmówić, ale nawet On nie ma prawa złamać odwiecznego Prawa i musi pozwolić, by Wybawca się zjawił w Opowieści.Oto potrójne nici straszliwego ślubu: nie mogą zmieszać wody z krwią, nie mogą zatańczyć przy księżycu w pełni i nie mogą odrzucić niechcianego daru. Ale i tak wiem, że to uczynią. On już się o to postara. Zatem, mój kochany Kree, przetnij nici geis, czyniąc co następuje:
- jeśli mimo wszystko zmieszają wodę z krwią, ocal je kosturem pielgrzyma
- jeśli zatańczą przy księżycu w pełni, niech wybawi je srebro i twoja stara pończocha
- jeśli nawet i to zawiedzie i trzecie geis złamią, odrzucając niechciany dar, mimo wszystko uratowane być mogą, jeśli uplecionym z włosów tej, której szukają sznurem spętasz ich wroga. Wtedy ocalone będą. A na Ciebie klątwa czyraków, kurzajek i egzemy jeśli im nie pomożesz. Poszły do Zapomnianego Lasu. Ta której szukają jest w piekle. Związana geasa, nie śmiem wymówić ich imion. Ani imienia Pana, ale ty wiesz, o kim mówię, bo tylko jeden jest Pan, co pod kanałami Nithal żyje w Annwn, które jest wszędzie. Twoja na Wieki Sara”

- O, *****- powiedział z goryczą Kree.

Patrzył na list z niedowierzaniem.
Gdzie idzie mag, idą za nim kłopoty. Kto to powiedział? Miał przechlapane. Słyszał o tradycji g e a s a , słyszał o panu spod kanałów, o piekielnych ogarach i o tym, że każda Ucisniona Dama może mieć Wybawcę, co za nią na sąd boży stanie. Ale on? Jakim prawem podano Losowi jego imię? Gdzie ochrona danych osobowych? Jak Sara mogła mu zrobić takie świństwo i rzucić go między tryby piekielnej maszyny Przeznaczenia?
- Guano.- splunął niebieską śliną i kopnął worek z jabłkami.

Rozsypały się po podłodze, ale nie chaotycznie, jak powinny, ale trójkami, układając się w skomplikowany ornament wokół jego stóp. Znaczy, g e a s a już działały. Podniósł swoją dłoń z niedowierzaniem do oczu. Palce mu fosforyzowały lekko. Aha, czyli obdarzyła go mocą. Szit.

- Nie pójdę do żądnego Piekła!- wrzasnął w pustkę.
Garnek na palenisku buchnął nieoczekiwanie płomieniem, od ognia zajęły się błyskawicznie zioła u pułapu, firanka i po chwili Kree wybiegał już co sił z płonącego jak pochodnia domku. Los. Jak nie wykona tego, czego chce Przeznaczenie, spali się żywcem.

Gdzieś łomotał dzwon, mieszkańcy Torneg biegli z wiadrami, by gasić płonący jak smolne łuczywo domek Sary.

- To on!- wrzasnął ktoś, wskazując na niego- Wybiegł z domku, to podpalacz,na gałąź go, powiesić drania!

Kree chwycił mocniej tobołek i rzucił się do ucieczki, a połowa Torneg za nim, z widłami, kołkami i wyrwanymi sztachetami. Wszystkie drogi były zajęte, popędził w stronę lasu. W tył głowy trafił go zgniły kartofel, potem brukiew. Potknął się, wpadł między drzewa, szurnął przez krzaki wilczego łyka, jakaś przesieka, jakiś pień, przelazł przez niego na czworakach i klnąc przed nosem skoczył przez zamykającą się właśnie bramę.

Nie musiał patrzeć, jak fosforyzowała.
To były astralne wrota, otwarte jakimś cudem, ha ha, jakimś, akurat.
Był w Zapomnianym Lesie, świeciły mu palce, wywoływał pożary, gonił go tłum z widłami. Klasyka .
Został pasowany na Wybawcę i Rycerza, kicha.
Jedyne, co mógł uczynić, by ocalić własne cenne życie, to zrobić co do niego należy i wyciągnąć te wariatki z ich przeklętego geis.

Spojrzał w górę. Księżyc w pełni wytaczał się zza osmolonej jak garnek Sary chmury.
Pełnia. Czyli zatańczyły w pełni, otwierając bramę. Co było po pełni? Co ma je ocalić?Aha, srebro i stara pończocha. Miał jakąś srebrną łyżkę, ukradzioną przez Hanka, na szczęście.

Mamrocząc pod nosem usiadł na kupie mokrych liści zaczął ściągać pończochę.

*

Różyczka Cotton śniła, że się obudziła.
Powietrze było lodowate, zmarzły jej dłonie i stopy, a włosy były sztywne od szronu. Nogi miała bose, ale całe, miały barwę marmuru. Ani śladu krwi.
- To tylko sen.- szepnęła z ulgą, przypominając sobie sen o odciętej stopie i pajęczym oku w jej własnej dłoni.
Ruszyła naprzód, zastanawiając się, co robi w Andarum boso i bez płaszcza.
Bo to musiało być Andarum, skąd wziąłby się tu śnieg?
Płatki śniegu zawirowały w powietrzu i załaskotały ją, osiadając na policzkach. Wysunęła dłoń, łapiąc w jej wnętrze małe śnieżynki. I nagle wszystkie stopiły się, stając się szkarłatnymi kroplami.
Patrzyła na wnętrze swojej dłoni, czerwone od krwi, ogarnięta paniką.
Spojrzała w górę.
Z nieba spadały krwawe krople, zmieniając się w ulewę, zalewając jej twarz i włosy lepkim szkarłatem.

I wtedy zrozumiała,że wcale się nie obudziła.
Sekundę potem zaczęła krzyczeć.

*
Jest taki kruk, co polatuje nad polami bitew, szukając ciepłych oczu. Generalnie kruki lubią oczy, nawet te zimne i zastygłe, ale ten nie czeka nigdy na śmierć ofiary.
W zasadzie to nie jest krukiem. Wołają go Badb Catha. I jest nią.

Ona- właśnie stoi, chwilę po przemianie, odziana w połyskliwa i matową czerń, w aksamit i stal, jej włosy powiewają na wietrze, smoliste i lśniące.
Na imię ma Morrigan.
W tym świecie wołają ją Mara. Nocna Mara.
Jest ..piękna.
Jej piękno zabija.
Szuka ciepłych oczu. Bawi się snami.
Demonica. Sługa Arawna. Marzy, by to on był jej sługą. Marzy o chwili, gdy zobaczy go u swych stóp. Na razie ma coś do zrobienia- musi przeszkodzić, by dostał to, czego pragnie.
Mała śmiertelniczka przewędruje snami, tysiącami snów, w których rządzi Mara, a Mara już postara się o to, by nie wyszła z tego labiryntu wcześniej, niż trzeba.

Albo,żeby wyszła w ramiona Reginy, nie Arawna.
Mara się uśmiecha.
Jest wtedy taka piękna.
Prawie nie widać , że jej oczy są zupełnie białe i ślepe, pokryte lodową błonką.

poniedziałek, 2 listopada 2009

Rozdział IV

Kiedyś była Blodeuwedd. Jak dobrze pogrzebała w śmietniku pamięci, to były nawet dni, kiedy była Sybillą, a nawet Pytią. Piękne, jasne dni, kiedy słowa łasiły się jej do nóg jak koty a przyszłość była otwartą kartą. Teraz niedomagała na widzeniu i bez błękitnego proszku nie mogła sobie przypomnieć, ile palców widzi u własnej ręki.
Teraz była Sarą.

Nie pragnęła od losu niczego więcej niż tych paru klientów na miesiąc, kilku tępych chłopków, przynoszących worek kartofli za zdjęcie klątwy kurzajek, lub cebulę za czyraki.
Na pewno nie pragnęła nikogo Stamtąd.
A już ujrzenie Czerwonookiego było najgorszym .

- Witaj, Blodeuwedd.- miauknął, wchodząc z gracją przez uchylone drzwi.

Jak wszystkie demony poruszał się lekko i bezszelestnie. Patrzyła na niego ze szklistą zgrozą. Nie przeszkadzała jej postać Hagana jako kota. Widziała już demony z większą ilością macek i flaków, niż kolorów w swoich pasiastych rękawiczkach. Ale Hagan był Jego sługą. I to oznaczało jedno- On kazał mu ją odszukać.

Milczała, sparaliżowana ze strachu.

- Nie przywitasz się ze mną?- z urazą mruknął czerwonooki kot, obchodząc naokoło wszystkie cztery nogi kulawego zydla, na którym siedziała.
- Witaj..- chrząknęła dziwnie starczo- Wi..witaj, Haganie. Co cię sprowadza?

Mogła tego nie mówić. Wiedziała co.

- Wiesz przecież co.- mruknął pieszczotliwie, patrząc na nią z dołu szkarłatnymi, niekocimi oczyma- Nasz…Pan. On…pragnie czegoś. Czegoś, co mu utworzysz, Blodeuwedd, zdradziecka sługo.

- Nikogo nie zdradziłam!- zaprotestowała, nalewając sobie drżącą ręką wystygłej herbaty z odrapanego imbryka.- Ni..nikogo!
- Znaczy, nie czepiam się sprawy Llwa. Ale odeszłaś z Annwn.Ale Annwn jest wszędzie…Saro.

Annwn jest wszędzie, pomyślała gorzko. Pod każdym domem, miastem, pod korzeniami każdego drzewa, pod kanałami Nithal…Annwn jest wszędzie. Znaleźli ją, dopadli, nie ucieknie. Może tylko potulnie pogodzić się z losem. Dołączyć do szeregu sług…Jego sług.

- Co mam uczynić.- szepnęła, patrząc kotu w migoczące jak płomienie źrenice.

Widziała w nich to samo, co w swoich.
Niewolnicy.
Marionetki.
Kukiełki, poruszane wolą.
Jego wolą.

- Uprządź geasa.Dla dwóch kobiet, które przed chwilą opuściły twój dom. Nie mogą zmieszać wody z krwią, nie mogą zatańczyć przy księżycu w pełni i nie mogą odrzucić niechcianego daru. Jeśli złamią któryś geis, dusza, której szukają, pozostanie w ręku Pana.
Wiesz, musi być zachowane prawo równowagi…żeby nie powiedziano, że On nie daje szansy.

- Nie mają żądnej.- szepnęła, czując na sercu ciężar tysiącleci.

Gdyby kot mógł wzruszyć ramionami, ten by wzruszył.

- Ale pozory muszą być zachowane, prawda?
- Na kiedy mam to uczynić?
- Już. Sama wiesz, że już wyruszyły. Nie wydajesz się zdziwiona, prawda? Widziałaś to…te geasa….

Skinęła głową.

- Miałam nadzieję, że to moje halucynacje.Że nikt..nikogo…te dwie…- chrząknęła i spojrzała Haganowi w ogniste ślepia z rozpaczą starej kobiety- Ja..ja bardzo je lubię, Haganie..Minstrella…Noys….Róża….moje..jedyne przyjaciółki….

Nie zaszczycił jej odpowiedzią. Podszedł de drzwi, te otworzyły się same, wleciał zimny wicher, zapach gnijących liści i mrok.

- To niesprawiedliwe!- wrzasnęła za nim przez łzy- Każe mi je zniszczyć…moimi rękoma….WIEM,że je skrzywdzi…nienawidzę, nienawidzę go!

Osunęła się na stół, wczepiając palce w skołtunione włosy.
W ciszy tykał zegar.

Głęboko, pod kanałami Nithal siedzący na czarnym tronie mężczyzna uśmiechnął się i przeciągnął, przymykając oczy.

*

Pod karczmą Umbara klan Rivendell żegnał Noys i Minstrellę, które okutane w wełniane płaszcze, szale i opasane torbami i tobołkami wybierały się na spacer przez Zapomniany Las.

- Pozdrówcie od nas Tuptusia.- pomachała wesoło Minstrela do Roksariusa.- Przyniesiemy mu małe pajączki.
- Do zabawy?- wstrząsnęła się Khae.
- No coś ty. Nie wolno się bawić pajączkami. Na deser, mają dużo białka, a Tuptuś jest bardzo wątły.

Noys zachichotała.
-Dobra, Minn, lecimy. Mam nadzieję, że Gandzior i Ann oczyszczą nam drogę. Wrócimy z Różą, przyda się nam wycieczka. Pa pa Riv!

Odeszły, Minstrela w swoim złocistym płaszczu, Noys w skórzanym, męskim jubonie, owiniętym rudym poncho i w zawadiackim kapturku na ognistej czuprynie.
Biały kot o szkarłatnych oczach przyglądał im się spod starego jesionu.