Nie narzekamy na klimat - my go tworzymy!

środa, 21 października 2009

Fotografie Roksariusa

Od Roksariusa:

`A oto obiecane fotografie, możesz zrobić z nimi co zechcesz.








Noo kawa przełknięta to jedziemy dalej.



Oczywiście pokój w rzeczywistości nie jest czarny, swoją drogą we współczesnej fotografii czarnowidstwo nie jest opłacalne ponieważ wydruk takiego zdjęcia w formacie 50X60 cm może autora puścić z torbami i dopiero wtedy będzie miał powody do pesymizmu :D:D



To natomiast zdjęcie być połączeniem moich ulubionych słupów, motylka i kawałka Roksariusa.



Demon, to zdjęcie jest skrzyżowaniem eksperymentu ze światłem, które kiedyś przeprowadzaliśmy wraz z Ormiusem i pewnego pana, który nie świadom tego w co go zmienim przyszedł był sobie zrobić zdjęcie do dowodu osobistego.

Jegomość miał bardzo ciekawą facjatę, a tak go przerobiłem że sam by się pewnie nie poznał, więc prawo do twarzy tu chyba nie działa ) na wszelki wypadek jednak nie wystawiam swojej działalności portretowej w okolicy by nie odstraszyć ludziów :D:D

Rozdział III

Różyczka szła we śnie, trzymając oburącz okrwawioną stopę, ale jeśli szła, znacząc szkarłatnymi krokami powietrze, to czyją stopę trzymała w dłoniach?Spojrzała w dół i nie zobaczyła niczego.
Spojrzała na stopę w swoich rękach i zamiast okrwawionego kikuta ujrzała wielkie, pulsujące oko, wpatrujące się w nią z mściwym gniewem. Cisnęła oko i krzyknęła............
........................krzyknęła...........................
.........................................aaaaaaaaaaaaaa.....................

*

Arawn podszedł do kominka i spojrzał w ogień.
Nie czuł gorąca ani zimna, ale lubił patrzeć na kołyszące się płomienie, tak samo jak na ludzi w tych płomieniach.Setki istnień, potykających się , ale wędrujących mozolnie ku nicości....Zabawne.

Machnięciem ręki zmaterializował czarny fotel przed kominkiem i usiadł w nim, przeciągając się leniwie.


-Hagan.- rzucił w przestrzeń.

Olbrzymi ogar podszedł do niego bezszelestnie, tuląc do siebie prześwitujące wewnątrz czerwienią uszy.

-Poszukaj Blodeuwedd i każ jej uprząść geasa dla dwóch ludzkich kobiet.
-Jakie geasa , panie mój?- odezwał się ogar ludzkim głosem.

Był to pomniejszy demon, służący Arawnowi od tysiącleci.

-Nie mogą zmieszać wody z krwią, nie mogą zatańczyć przy księżycu w pełni i nie mogą odrzucić niechcianego daru. Jeśli złamią któryś geis, dusza, której szukają, pozostanie moja.
-Tak, panie mój. Już do niej biegnę. W jakiej postaci i gdzie odnajdę Blodeuwedd?
-Czy gdybym wiedział, kazałbym iść tobie?- zimno spojrzał na ogara Arawn.

Przez ciało demona przebiegł skurcz lęku.

-Poszukam, panie mój. W ludzkim świecie?Jako wiedźma, wróżka...?

Arawn cisnął weń uformowaną z mroku kulą, która eksplodowała w śmiertelnej ciszy, w jednej sekundzie spopielając fizyczną postać psa. Z pasm dymu i resztek popiołu uformował się karzeł o ognistorudych włosach, z bielmem na oku. Gorliwie się kłaniając, ruszył tyłem do drzwi, mamrocząc pod nosem:

-Już pędzę, mój panie...już ruszam, szukać...wypełnić ....wybacz mnie niegodnemu....

Zapadła cisza.
Mężczyzna w czarnym stroju, o twarzy piękniejszej nizz marmurowe posągi odgarnął białe jak śnieg pasmo wlosów z czoła i spojrzał z namysłem w stronę pulsującego krwawymi punktami globusa.

-Sześć dni...- mruknął z rozbawieniem- Będę czekał niecierpliwie......

Ogień w kominku zasyczał. Gdyby ktoś przyjrzał się bierwionom, zdziwiłby się, bo nie spalały się wcale, choć płonęły równo.

*

-Z Torneg do Ithan , potem porządki w pokoju Róży, potem szukanie zwojów....na aukcji nie ma, niech je nagła choroba.- gderała Noys.

Wyszły z Domu Aukcyjnego, gdzie bezskutecznie szukały zwoju do Arachnitopii. Minstrella zapytała Gandziora, ale akurat nie miał, Ann też nie miała, ani Ashairo, ani nikt inny. Jakby naraz wszystkie zwoje zapadły się pod ziemię.
-Diabli wiedzą, gdzie się podział.- zaśmiał się Merlin Avalon, nagabywany o zwój- Miałem w torbie, zdaje się, ale gdzieś wsadziłem chyba....
-Diabeł go nakrył ogonem.- wzruszył ramionami Axe.-

Zwoju nie było.
Chcąc nie chcąc, powlokły się do Torneg i stanęły zrezygnowane przed domem Sary.
Kiedy Noys otworzyła drzwi, z zimnym wiatrem wleciał za nimi czerwony jak krew bukowy liść.

-Zapomniany Las otworem stanie
kiedy o księżyca blasku
u zamkniętych bram
zaczniecie taniec.- powiedziała Sara, chuchając w dłonie i spoglądając na nie znad opalizującej kuli.

-No tak, tego się spodziewałam.- z goryczą westchnęła Noys- Znowu jakieś magiczne siupy mamy robić. Bo rozumiem, że zwoju nie dostaniemy, mamy podrałować na piechotę przez zamknięte na klucz mapki, tak?

-Uważaj na pełnię, tańcz tylko przy nowiu
aby to, czego szukać zastać w dobrym zdrowiu.

-I sprzątać w łazience, tak?

-Krwi nie lubi woda, złącz je, będzie szkoda.- zagadkowo zachichotała wróżka.

-Kawałek kiełbasy dobrze podsuszonej....

-Jeśli dar odrzucisz, sama do dom wrócisz.- mruknęła Sara, marszcząc gniewnie brwi.

Minstrella zachichotała i nadepnęła znacząco Noys na nogę.
-Jakbyś musiała prekognikować 24 godziny na dobę, też by ci się wszystko pomieszało. Okej, Saro, ruszamy do Zapomnianego Lasu, poczekamy na księzyc, zatańczymy i otworza nam się drzwi bez klucza. A dalej?

Ale Sara pokręciła głową w milczeniu i wzruszyła ramionami.
I nie dowiedziały się nic więcej.

Wychodząc od wróżki spostrzegły białego kota o czerwonych oczach, który przyglądał im się spod sterty desek pod bukami.

-Kici, kici....- wyciągnęła do niego dłoń Noys.

Spojrzał na nie wzgardliwie i odszedł. Minstrella znowu zachichotała.

-No to w drogę, Noys...tylko pożegnamy się z klanem.Coś mi się widzi, że nie prędko wrócimy....

Bukowe, czerwone liście opadały im pod nogi jak krople krwi.

poniedziałek, 19 października 2009

Minstrella i Wyspa Cienia

Cytat z Forum:

Masz zakaz pisania postów na forum do 22.10.2009, godz. 15:29.
Komentarz MG: Automatyczna blokada z powodu użycia frazy: ...isi w tym cholernym powietrzu!...

Z powody blokady cenzurowej na forum przenoszę tu swoje opowieści.Nie mogę zrezygnować z rzadkich, ale uzasadnionych epitetów moich postaci literackich, a za każdym razem miałabym dostawac knebel na forum? Nonsens do kwadratu.Kto chce czytać, niech czyta tu i komentuje:)


Rozdział I

Była stara jak ...świat.
Niewielu ośmielało się zakłócać jej spokój, kiedy ułożona wygodnie w szarym, lepkim jak oddech zombie kokonie, na pozór nie widzącym wzrokiem wpatrywała się w przestrzeń .
Arachniregina.

Wszystkie pająki widzą w n-wymiarze, a Arachniregina widziała więcej, niż pozostałe. Dostrzegała nie tylko sieci, ale i pojedyncze pasma losów małych, drżących istot, dygoczących pod jej pazurem.
Jej olbrzymi, spuchnięty głowotułów, okryty szarym, spękanym od stuleci oskórkiem, nie potrafił już się prawie poruszać, ale swobodna, okrutna jaźń Królowej nic sobie nie robiła z ograniczeń ciała.

Niejedna ofiara nie miała pojęcia, że to wola Pajęczej Matki prowadziła ją zaułkami Arachnitopii, aż do pełnej jadu i zgrozy śmierci. Arachniregina umiała sprawić, że ofiara z radością podsuwała gardło pod żarłoczne szczęki. Nie było obrony przed miażdżącą potęgą jej hipnotycznej mocy. Nikt nigdy nie oparł się woli Królowej.
Ta mała ofiara, która ośmieliła się stanąć na drodze krewniaka, Ogaasha Goorisha, także.
Przez jakiś czas wymykała się jej drgającej nici, daremnie szukała jej po wszystkich metaplanach królestwa- ale w końcu- odnalazła. Jak pies gończy, co w swoje nozdrza łapie zapach krwawiącej zwierzyny, tak Arachniregina odnalazła ślad Różyczki Cotton i przymknęła z chorej radości wielkie, n-wymiarowe źrenice.

Jest tutaj, czuje ją. Mały Ogaash wystawił jej ofiarę, a ona, Matka, już dopilnuje, by ta ofiara znalazła się o cal od jej ociekających jadem warg.

Olbrzymia, drgająca nogogłaszczka dotknęła wibrującej, falowej struktury, którą Arachniregina nazywała dla uproszczenia jaźnią -poza-własną, po czym zaczęła wysyłać sygnał.

Dum...dum....chodź. Chodź do mnie, usłysz..dum...dum....

*

Daleko, w Ithan, Różyczka Cotton , śpiąca w swoim pokoju u Makiny , obróciła się niespokojnie na bok.Zaczęła boleć ją głowa, a sny przybrały barwę krwi.

*

Mythar pachniało jesienią. Bukowy zagajnik za domem Frassona okrył się szkarłatem , pod świerkami paprocie przybrały złotorudą barwę, będącą już przeczuciem listopadowej zagłady.

Minstrella i Noys siedziały na drabinie , jedząc melancholijnie ostatnie, ocalałe jabłka.
- Jesień idzie...nosz znowu przegapiłam lato.- Minstrella szarpnęła krawędź sukni, na którym przysiadła przyjaciółka.- I teraz jest już za późno, lada moment deszcze i burze, i szaruga, i nuda, i....

- Wykrakałaś.- ruda dziewczyna w skórzanych, męskich nogawicach i zawadiacko zawiązanej chustce wskazała jej niebo, na którym szybko gromadziły się sine, nabrzmiałe chmurzyska.- Dziwne te chmury.- zmarszczyła czoło, przypatrując się granatowo-czarnej nawale, obrzeżonej chorą żółcią jakby martwiejącego słońca.

Nie tylko ona zauważyła zmieniający się kolor nieba. Ludzie przystawali na rynku i wokół studni, pokazując sobie palcami niezwykłe zjawisko. Chmury pędziły ku nim jak wielkie, szare fale, puchnąc i wydymając się groźnie.

-Nielicha to burza będzie..- mruknęła Noys i zeskoczyła z drabiny- Minn, schowajmy się lepiej u Essy....
-To nie burza.- szepnęła nagle Minstrella ze zmartwiałą twarzą- Noys..ja wiem, co to jest....to Dziki Gon.....

I nagle usłyszały wizg, przenikający serce , upiorny śmiech i rżenie koni. Z nawały chmur, podświetlanych teraz krwawo przez zachodzące słońce wyłonił się szalony jak wizja obłąkanego pustelnika widok; na szkieletach koni pędzili upiorni, rozmywający się w pędzie jeźdźcy, na wpół ludzie, na wpół czarne cienie, pierwszy z nich, przelatując nad kuźnią Frassona wzniósł w górę widmowe ramię i krzyknął przeraźliwie:

-Arawn!!!
-Hari! Hari! Hariiii!- zawyły upiory, konie zaniosły się szalonym rżeniem, a mieszkańcy Mythar rozbiegli się w panice, wrzeszcząc z przerażeniem.

Orszak widm zatoczył koło nad miastem i zawrócił ku Smoczym Górom, pędziły za nim widmowe, czerwonouche ogary, szczekając przeraźliwie. Kiedy przelatywali nad drabiną, nieoczekiwanie prowadzący galop upiór zahamował w pędzie szkielet swego konia i jego rozmywająca się, przeraźliwa twarz zniżyła się ku obu zastygłym w przerażeniu kobietom.

-Do zobaczenia w Annwn!!- zachichotał i uderzywszy szkielet konia piętami, wzniósł się z powrotem ku chmurom.

Po chwili tylko oddalająca się nawała czarnych, krwawo obrzeżonych obłoków i obłąkańcze szczekanie wskazywało, gdzie zniknął upiorny orszak widm.

Ku drabinie przydreptał trzęsący się Presztrek, wskazując na niebo wyjąkał z lękiem:

-Dziki Łów... pierwszy raz żem w swoim życiu Dzikich Myśliwych obaczył...ostatni raz przed Wielką Wojną Magów ponoć pradziadek mój ich widział....Biada nam, biada!- podniósł głos z fatalistyczną radością- Jak nie wojna, to plaga śmiertelna, śmierć tym, co Krwawe Psy ujrzeli! Zagłada tym, co głos Pana Łowów usłyszeli!

-E tam, tyle strachu o jakieś upiorne pieski?- mruknęła Noys, ale głos miała dziwnie stropiony.- A wiesz, Minn, co to za szef ich prowadził?Na upiora nie wyglądał...Jak do nas ślizgiem zjechał, to twarz nawet młoda mi mignęła....może to mag jakiś?

-Bardowie opowiadają sobie o nim, ale ja pierwszy raz na oczy widzę...myślałam, że to legenda...To Arawn, Pan Łowów, władca krainy umarłych, Annwn zwanej...- niepewnie odparła Minstrella- Noys, boję się....Dlaczego akurat nad Mythar się pojawili? Co jego słowa znaczyć miały?Do..zobaczenia...?

Noys dojadła jabłko i cisnęła ogryzek w trawę.

-Dlaczego nad Mythar? Bo to najpaskudniejsze, najbardziej zabagnione i pełne wyziewów malarycznych miejsce, najkoszmarniejsza dziura w Margo.Idziemy do Róży na grzaniec, to nam poprawi humor.
-Nie odpowiedziałaś mi Noys...- szepnęła Minstrella.

Przez chwilę mierzyły się wzrokiem, potem dziewczyna w niebieskiej sukni westchnęła:
-Dobrze...idziemy do Róży.A nu jego.

Noys parsknęła śmiechem.

Pobiegły w stronę studni, nie oglądając się już na niebo i gasnące na nim ostatnie, krwawe smugi. Mythar powoli uspokajało się, mieszkańcy wychodzili z domów, rozprawiając trwożliwie.

Pachniało jesienią i zbliżającym się chłodem.
Nikt nie zauważył, że kot, siedzący zazwyczaj nad Alabastrowym Hotelem, na trawiastym pagórku- zniknął.


Rozdział II

Różyczka Cotton śniła o skalistej, pełnej załomów i ostrych kamieni drodze. Szła po niej boso, a każdy krok znaczył się szkarłatnymi jak głóg śladami. Nie czuła bólu, ale kiedy odwracała głowę, widziała coraz szerszy, krwawy strumień. W końcu usiadła na kamieniu, obróciła stopę , by obejrzec podeszwę i ku jej zdumieniu skrwawiona stopa została jej w dłoniach. W niesamowitej logice snu siedziała na skalnym odłamie, obracając w rękach własną, okrwawioną stopę, gładko oderwaną od nogi i wtedy usłyszała szelest za plecami. Odwróciła się akurat na czas, aby spojrzeć w olbrzymie, hipnotyzujące oczy, bezdenne jak tysiąclecia.

*

-Masz klucz do jej pokoju, Minn?
-Mam.- Minstrella pogrzebała w wielkiej torbie u pasa i spomiędzy stosów rupieci wyciągnęła klucz do pokoju przyjaciółki- Został mi po ostatniej imprezie.Pewnie Róża śpi...
-Pewnie tak.- zgodziła się ruda Noys i przekręciła klucz. Drzwi do pokoju 210 otworzyły się z lekkim zgrzytem, nieoczekiwanie powiało chłodem.
-Kurczę, jesień, a ona okno zostawia otwarte?-zagderała Noys, jednym spojrzeniem lustrując pusty pokój i otwarte na oścież okno.

Za oknem zmierzch malowal Ithan smętnym szafirem, dziewczyna podeszła do parapetu, ze stęknięciem zamknęła okno i obejrzała się na Minstrellę.
-Nie ma jej..- powiedziała z zawodem w glosie- I po naszym grzańcu....
-Noys.- jeknęłá Minstrella- Popatrz na podłogę...

Na środku drewnianej, wybielonej podłogi odbijał się krwawo samotny ślad bosej stopy.


*

Co jest POD Ithan, POD Nithal, POD kanałami, POD Sektą, POD wieloma poziomami jaskiń, Kryształowa Grotą, a nawet pod Kopalnią Griel-Uzbad?
Jest- Annvn.

Nikt go nie tworzy, ono samo przywiera do świata realnego jak cień do rzeczy, jak kleszcz do ofiary, jak szum do rozbijającej się o brzeg fali.

Rodzi się w tej samej sekundzie, co życie, ale nie jest życiem. Jest biegunem życia. Negatywem życia. Niektórzy nazywają je Piekłem. Inni- Krainą Umarłych. Inni Hadesem.Inni po prostu Grozą.

Pan tej krainy ma najpiękniejsze na świecie oczy i uśmiech, ścinający krew w żyłach.W tych oczach odbija się wszystko. Są jak wypolerowane ostrze sztyletu. Najbardziej lubią odbijać krew, dlatego przez większość eonów istnienia nabrały barwy krwi.Nazywają go- Arawn.

Popatrzcie, jak wchodzi zamaszystym krokiem do lśniącej jak czarne lustro sali, jak rzuca na podłogę pejcz i skórzane, okute srebrem rękawice, jak rozkazującym gestem posyła nagle umilkłe ogary w daleki kąt komnaty, gdzie układają się przed paleniskiem, powarkując cicho.Ogary są białe, a ich ślepia odbijają blask ognia.

Arawn stoi chwilę w milczeniu, wodząc białym, jak z marmuru wykutym palcem po stojącej na środku komnaty kuli, w szponach srebrzystego trójnogu uchwyconej na kształt globusa. Bo i jest to globus. Za dotknięciem palca Arawna pojawiają się na nim krwawe smugi i rozświetlają supernowe miast. Ithan, Nithal, Mythar...Tutaj palec demona zatrzymuje się.

Białe włosy opadają mu na czoło, więc je odgarnia niecierpliwie. Mythar. Palec krąży wokól miasta, rysuje drogę do....powiedzmy, w stronę południowego bieguna.Od Mythar mają daleką drogę, myśli, ale i tak za bliską. Od Ithan...powiedzmy, sześć dni.Tyle powinno wystarczyć, aby wykonał swoj plan.

Arawn podnosi głowę i uśmiecha się.Ogary kulą uszy.

*

-Nie mów mi, że tego nie czujesz.- Noys zezem spojrzała na Minstrellę- Włosy mi dęba stają, coś wisi w tym cholernym powietrzu! Gdzie ona polazła, na wszystkie bogi!I ten ślad! W nogę się skaleczyła, a bandaża nie miała?I czemu tylko JEDEN ślad, jasny gwint??Czemu my nigdy spokojnie posiedzieć nie możemy, z a w s z e wpakujemy się w jakieś gó....
-Noys, idziemy do wróżki Sary. Też mam przeczucie, też mi się coś nie podoba..- Minstrella pociągnęła nosem, otulając się mocniej złocistym, podbitym łabędzim puchem płaszczem, który podarował jej Roksarius.
Ale nawet słoneczny płaszcz nie mógł rozpędzić chmur w jej sercu.

Wyszły w porywisty wiatr, Ithan smagane jesienną, lodowatą mżawką skuliło się w sobie, zwykli przekupnie i żebracy, tłoczący się wokół studni poznikali gdzieś, samotny , zrezygnowany naciągacz, zakutany w szmaty zawodził pod domem Roana :
-Poooożycz 2oo k pliiiisss, bo mi brakuje na uni plisss.....

W Torneg było o tyle lepiej, że nie padało, brzuchate, październikowe chmury nie dowlokły się tu jeszcze. Wróżka Sara przeniosła stolik z kulą do wnętrza domu, postawiła obok niego żeliwny piecyk i rękoma w kolorowych rękawiczkach z obciętymi palcami wykonywała właśnie nad kulą skomplikowane gesty, kiedy weszły do środka, wpuszczając wiatr i kilka jesiennych, suchych liści.
-Zwój do Arachnitopii kosztuje 50k.- powiedziała na pozór bez związku Sara i mrugnęła okiem do Noys.

Pod Minstrellą ugięły się nogi.

Znały się z Sarą od roku, często wpadały do niej na herbatę, dostawały nawet gratisowe hosroskopy, w które Minstrella tradycyjnie nie wierzyła, ale które idealnie sprawdzały się jako podpałka do kominka.Prekognicja wróżki zawsze budziła ich zdumienie, bo zdolność widzenia, choć bliska (ledwie parę dni rozrzutu czasowego) była bardzo dokładna i jeśli Sara wspominała o zwojach do Arachnitopii, to znaczy, ze wybiorą się tam pewniej niż grypa do tego, co przemoczył nogi w listopadzie.

-A niby czemu mamy kupować zwoje do Arachnitopii? - spróbowała słabej, nieudanej obrony.
-Bo na piechotę to macie sześć dni z Ithan i to przez Pajęczy Las.
-A czego mamy szukać w Pajęczym Lesie?- skontrowała Noys buńczucznie.
-Ważność pokoju wygasa jej 15 tego miesiąca, zabierzcie heroiki i kwiat paproci, zostawiła go, a przyda się, gdy ogarnie was najciemniejszy mrok.
-Kurka, to brzmi jak cytat z LOTR-a.- burknęła Noys- Masz nam cos do powiedzenia na drogę, Saro?Bo rozumiem, że Róża jakimś cudem teleportowała się z pokoju do Arachnitopii, ona , która ma największą pajakofobię na świecie?I mamy jej szukać, co może być trudne,zważywszy na nasze nędzne levele, no, Minn ma 100, ale ja jestem cienka jak tyłek węża....
-Gandzior jest online.- mruknęła Minstrella- Może skłonię go, aby pofatygował się z Mglistego Lasu...kawałek sernika mam jeszcze.
-Piekło jest w każdym z nas.- sentencjonalnie westchnęła wróżka.
-Ale sernik jest nie w każdej torbie. Saro, a nie powiesz nam, czego Róża szuka w Arachnitopii?
-Piekło może być ukryte w samym sercu raju.
-Dobra, dobra. Nie powiesz, to nie powiesz.Ale choć jedna dobra rada....

Wróżka obgryzła w zamyśleniu nitkę, prującą się z tęczowej rękawiczki. Nitka była czerwona.
- Pamiętaj, że to ty dajesz moc demonom, które zwalczasz. I zawsze sprzątaj po sobie w łazience.
-Typowe.- prychnęła Noys.- Masz tam zwoje w torbie, Minn?
Tylko jeden. Kupimy na aukcji. Jeśli będą jakieś. Bo inaczej 6 dni piechtania nas czeka....
-Prędzej zjem własne buty...- prychnęła wściekle ruda.

...jakiś czas potem....

-Minn, a jakby tak je podgotować?

(zrezygnowany głos Noys)

środa, 14 października 2009

Wierszyki konkursowe - głosowanie

Poniżej zamieściłam dwa wierszyki, które przeszły przez sito konkursowe. Proszę głosować na wybrany, klikając w kwadracik znajdujący się poniżej posta. Głosować można do 25 października.

Laureat konkursu otrzyma tajemniczy, unikatowy przedmiot. Jaki? Nie powiem! ;-)

Pharaun

Tuptuś to nasz ezoteryk, on ułożył ten limeryk
Wziął on w ręce swe karafkę,
Legł se chłopak w miękką trawkę,
Papier wyjął, pióro takoż,
I wiersz ten zapisał jakoś.

Póki co Anonim :)

Żadna to ezoteryka!!!...
to Tuptuś ciężko utyka!
Gdy wybiegł żwawo na trawkę
potknął się o karafkę...
i już po sadzie nie bryka...

czwartek, 8 października 2009

Wompierz i świnek

Niedawno wraz z Panią Minstrellą podjęliśmy wyprawę przeciw Wampirzowi strasznemu,chcąc pozyskać z owego monstrum gustowny wieszak na kapelusze. Plan obmyśliliśmy niemal doskonały, zakładał on ułożenie wokół wampirza bariery z czosnku, następnie mieliśmy obsypać niemilca pijawkami z magicznego (a i owszem - rzecz jasna) słoika, no i gdy pijawki potwora do cna wysuszą, poddać je działaniu soli czosnkowej,wraz z cytrynką (co miało z kolei zapobiec zwampirzeniu pijawek ).Przedmioty wszelakie zakupiliśmy w Nithal i ruszyliśmy w drogę. Tak i w tym właśnie momencie przyszła pora na owo niemal z planu. Bo gdy tylko dotarliśmy do Orlej Grani, Wampirz przebiegły nas zablokował, a jak oswobodziliśmy się w końcu to uciekł i wypuścił na nas wilki.
Dorwany w niewielkiej kotlince, przed wysuszeniem bronił się zaciekle i tylko nadejście naszej drogiej Noys wraz z dzielnym rycerzem, którego imię na J się zaczynać (z powodu sklerozy jednak nie pamiętam jak dalej mu było) uchroniło nas od niechybnej zguby. Wampirz w efekcie został wytrąbiony, my mamy wieszak, a ja osobiście magii ognia się nauczyłem i japko magiczne na ognisku upiec potrafię.

Roksarius :)

Ps.Świnek na półce u mnie stoi, jakby co .

Jesienny autoportret ze śmiercią



Droga Min :)
Czytałem ostatnio o imć panu Bocklinie i był on zrobił sobie autoportret ze śmiercią, miał na swoim
obrazie jednego kościotrupa ze skrzypcami. Ja spacerując  po Margonem nocą, postanowiłem zawstydzić pana B - zrobiłem z dwoma i wysyłam Ci ów obraz dla uciechy .Roksarius