Nie narzekamy na klimat - my go tworzymy!

wtorek, 10 listopada 2009

Rozdział VI

- Bardziej w lewo!Na trzy podskok, na cztery obrót przez prawe ramię..raz…dwa…
- Minn.- Noys ze znużeniem otarła czoło- Naprawdę myślisz, że dla otwarcia tych przeklętych wrót ma znaczenie, którą nogą fiknę po błocie?Albo przez które ramię się obrócę?

Minstrela zacisnęła usta i zmarszczyła z uporem czoło:
- Ma. Myślę, że ma.
- Sara mówiła tylko o tańcu…

Zapomniany Las otworem stanie
kiedy o księżyca blasku
u zamkniętych bram
zaczniecie taniec.

- No właśnie, taniec. Jedyny taniec, który znam, to reel. No to będziemy tańczyć reela, chyba, że ty znasz inny.
- Nie. Nie znam.- westchnęła Noys- Chyba, że taki nad ranem, po którymś tam piwie.Pewnie za mało metafizyczny. Okej. Jest jakaś tam moc, która otworzy nam wrota do Zapomnianego Lasu, jak zatańczymy reela. To takie durne, że może być prawdziwe. Lećmy już z tym reelem, księżyc wschodzi.

I rzeczywiście, zza czarnej chmury wytoczył się brzuchaty księżyc. Dwie kobiety, okutane w płaszcze i szale zaczęły ze skupieniem podskakiwać i obracać się przed kępą młodych olch. Księżyc wysrebrzał im włosy, powietrze lekko migotało. Może od księżyca, może od czego innego.

- Przydałyby się…skrzypki!- wydyszała Minstrela, przeskakując nad błyszczącymi od wilgoci jagodzinami. I nagle w powietrzu zadrżały figlarne tony, jakby gdzieś ktoś dotknął smyczkiem niewidzialnej struny. Między olszynami zamigotało coś na kształt zasłony, seledynowych, fosforyzujących wrót.

- Otwiera się, Noys, otwiera się brama!- wybuchnęła śmiechem Minstrela.- A mówiła Sara, żeby przy księżycu zatańczyć!

Przejęte, popędziły w stronę migotliwej bariery, zapominając o czym jeszcze mówiła na wpół szalona wróżka. Ale był ktoś, kto nie zapomniał. Przez pasma mgły, tkającej astralne wrota przebijały się tony skrzypiec i dziwnie frywolna piosenka:

- Uważaj na pełnię, tańczy tylko przy nowiu,
Aby to, co kochasz, zastać w dobrym zdrowiu….

Księżyc wytoczył zza chmury pękaty brzuch.
Rozpoczęła się pełnia.

- Teraz, Noys!Przeskakujemy!

Minstrela złapała Noys za rękę i obie dały susa w otwierający się przed nimi magiczny portal.
I zderzyły się w locie z osmoloną, czarną figurą, która wrzeszcząc dziko wymachiwała czymś w rodzaju…pończochy.

- Łapcie się za pończochę!- krzyknął rozpaczliwie Kree- Zanim wrota się zamkną!

Nie wiedziały, czemu go posłuchały. Pewnie dlatego,że gość, machający nad głową starą pończochą, z obłędem w oczach i srebrną łyżką w drugiej ręce prawie na pewno jest świrusem. No, i to był Kree. Podstarzały, podłysiały, ale Kree. Swój świrus.

Trzymając się pończochy jak liny ruszyły za nim przez migotliwy portal.
Powietrze jęczało, jakby naprężane do straszliwych granic. A potem pojawiło się coś w rodzaju galaretowatej ściany z chorego, żółtawego blasku.

I Kree dźgnął tę ścianę srebrną łyżką. Pękła z ciamkającym „ plompf”.
I znalazły się w Zapomnianym Lesie.

*
Daleko, pod kanałami Nithal Arawn uderzył czarnym, skórzanym biczem po cholewie czarnego, skórzanego buta. Nie był zły. Może…zirytowany. Sprytna była Blodeuwedd, wyznaczając Wybawcę i dając mu moc złamania geas. Ale nie tak sprytna, by znaleźć kogoś, kto faktycznie pokona wszystkim trzem. Żałosny mag, nieudacznik, śmierdzący strachem śmiertelnik- to miałby być jego przeciwnik?

- Jedno geis pokonał.- powiedział demon do pustki w kącie komnaty.- Widziałaś, Maro?

Pustka wypełniła się najpierw przeczuciem kształtu, a potem samym kształtem.
- Tak, panie mój.- wysoka kobieta w czerni podeszła bezszelestnym krokiem do czarnego tronu i wraz z Arawnem spojrzała w migotliwe płomienie, w których rozmywała się już wizja trzech postaci, przechodzących przez astralną bramę.
- Nie poradzi sobie z drugim.- białowłosy demon wyciągnął smukłą dłoń i uformował z powietrza kielich. Pieniło się w nim najbardziej czerwone wino, jakie Mara widziała. Jeśli to było wino.

- Nie wiem, dlaczego się w ogóle nimi bawisz, panie mój.Gdybyś zechciał..gdybyś pozwolił mi…- głos demonicy opływał słodyczą.

Jej dłoń o szkarłatnych paznokciach przesunęła się po krawędzi tronu, niemal muskając sztywny kołnierz czarnego płaszcza Arawna.

- Nie.

Dłoń zamarła, a potem odsunęła się jakby stropiona.

- Ona będzie moja, kiedy przejdzie przez te wszystkie sny, które idiotycznie postawiłaś na jej drodze. Ani tamte dwie, ani ich żałosny przyjaciel nie przeszkodzą mi…ani twoja niekompetencja, Maro. Nie kazałam ci stawiać jej przeszkód na drodze do Annwn.

- Nie stawiałam przeszkód, panie mój. Po prostu nie usunęłam tych, które już tam były.
- A powinnaś była .
- Skąd twoja służebnica miałaby się tego domyślić?
- Z tego, że rzekłem, iż ma dotrzeć do Annwn.
- Dotrze, panie mój.- powiedziały usta Mary.
Po moim trupie, powiedziały myśli Mary.

Wysłała wiadomość po mentalnej nici, czekając, aż szpon Arachnireginy wyśle jej odpowiedź. Nić zawibrowała. Mara uśmiechnęła się.

- Idź i dopilnuj, Maro, aby drugiego geis nie złamała ta żałosna trójka.
-Tak, panie mój. Znajdę ich w Zapomnianym Lesie i powstrzymam.
- Grzeczna dziewczynka.

Demonica przymknęła ślepe oczy i wyszła triumfalnym krokiem z czarnej komnaty.

Arawn uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie.
Ponad Nithal toczył się fałszywy srebrnik księżyca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz